Kiedy wstanę o świcie i zapytam, która godzina, odpowiesz „piąta” i wcale nie będziesz zły ani zdziwiony. Obejmiesz mnie, całym sobą, z moją nową pracą, nowym kierunkiem studiów, nowym spojrzeniem szarych oczu. Wymyślisz mnie od nowa, pogryzioną przez komary, z poranionymi stopami, lekko spoconą. Wstanie nowy dzień, między nami dwa stopnie Celsjusza różnicy. Szczęście i obawy. Przymykam oczy i mruczę.
– Od dziś będzie już tylko lepiej.
– Nie strasz, nie strasz! Nie obiecuj!